Kiedy pojawiają się zjawiska nadprzyrodzone, zjawiamy się my.
- Ja tam problemu z powrotem nie widzę. Pójdziemy. Zrobimy co do nas należy i wrócimy bez strat w ludziach. - uśmiechnął się James chowając Rougery do kabur.
Może być ciężko, ale nawet najmniejsza oznaka strachu teraz może później przerodzić się w ścianę lęku nie do pokonania... Ekh... No nic... Pora skopać parę zadków
- Czekamy na całość? Czy już teraz ktoś otworzy bramę?
Offline
- Rozpoznać? Kto miałby nie rozpoznać dwumetrowego, szarego Oni'ego ze skrzydłami? - krzyknęła McThorn, zaraz jednak westchnęła i opadła na fotel. - Idźcie już, nie mam na to siły. Ale jak zginiecie, to mnie nie nawiedzajcie. I nie mówcie, że nie ostrzegałam.
Po chwili przyleciał jakiś Radny
- Młodzi są pod Bramą. Już kazałem dwóm Strażnikom Bram ją otworzyć.
- Świetnie. Niech potem jeden z nich przejdzie na drugą stronę. Kto wie co was tam czeka.
- Tak jest! - krzyknął i wybiegł.
Teanna gdzieś zniknęła, jak można było zauważyć.
Offline
- To jak idziemy w starym składzie na drugą stronę?- powiedział James patrząc kolejno na członków grupy
Offline
James ,,wyjął jej słowa z ust". Stanęła obok niego, ponieważ wiedziała, że on też chce tam wracać.
Ostatnio edytowany przez Keira (2009-12-06 10:49:21)
Offline
"Kolejno na członków grupy". Ha. W sali ze "starej paczki" ostała się jeno Keira. Pozostali roztropnie gdzieś poszli. Clive i Thomas na pewno są już pod Bramą. Teanna, nie wiadomo. I tak nigdy nie wyglądała, by kwapiła się walczyć ze skrzydlatym Oni'm.
Radni dyskutowali, McThorn siedziała i wachlowała się jakimś dokumentem. Inny radny czuwał przy komunikatorze, czekając jakichś wiadomości.
Offline
- Keira! Nie ma ma na co czekać! Idziemy przejść przez tą cholerną bramę!
Offline
Offline
Na zewnątrz czekała nie mała grupka ludzi. Młodocianych Strażników tłoczących się przed portalem było co najmniej 40. Portal właśnie został otwarty przez - ku zaskoczeniu bohaterów - jednego Democzłeka. Strażnicy przechodzili po kolei. Niektórzy przeskakiwali, niektórzy wchodzili, niektórzy krzyczeli "Bonzzaaiii!". Widać nie wszyscy lubili przechodzenie przez Bramę, albo lubili się wydurniać.
W końcu nadeszła kolej Jamesa i Keiry.
***
Po przejściu zauważyli, że jakiś wielki rudy Democzłek wydaje Strażnikom rozkazy. Rozdzielił ich na grupki i wysyłał wzdłuż strumienia w pewnych odstępach. Democzłek, do którego inni zwracali się "Kapitan" miał zielony, idealnie wpasowujący się w otoczenie mundur i kamuflaż na twarzy. Również jego broń, spory karabin, była tej barwy.
- Ruszyć zady i do roboty! Ty, ty, ty, ty i wy troje, następna grupa. Idziecie samym strumieniem, po wodzie, a ja z wami. Czwórka, przejmij dowodzenie.
Owa grupa zawierała i Keirę i Jamesa. Kapitan górował nad całym oddziałem, a kobieta nazwana Czwórką objęła pieczę nad pozostałymi.
Teraz poruszaliście się w małym szyku (w jaki sposób?), brodząc w chłodnej wodzie po kostki, czasami kolana.
Offline
Zanim zaczęła iść z resztą podwinęła nogawki spodni. Jak potem w razie czego miałaby biegać z ,,ciężkimi" spodniami? Szła potem blisko Jamesa po czym odezwała się do niego:
-Czy mogę coś zaproponować?
Spytała nieśmiało, ponieważ wogule nie rozmawiali.
Offline
Adams pewnie trzymał Rougera w lewej dłoni, a prawa była gotowa do przyzwania Sarpensa w każdej chwili. Wdychał świeże powietrze... Czuł, że adrenalina powoli jest wtłaczana do jego krwi.
Musimy trafić na tego potwora. Po prostu musimy - z rozmyślań wyrwała go Keira
- Wal śmiało, przecież Cię nie zjem - powiedział James z wielkim uśmiechem na ustach.
Offline
-No, jasne. Wiem. ... Skleroza. Chyba chodziło mi o to, że powinniśmy się trzymać razem.- powiedziała z wahaniem w głosie. Zdarza się o czymś zapomnieć gdy po głowie latają miliony myśli które dopraszają się o uwagę.
Offline
- No proste. W końcu tworzymy drużynę - uśmiechnął się James.
Nie mówił tego jednak, ot tak, z samej grzeczności, wiedział, że jako dobra łuczniczka przyda mu się w każdej walce.
Offline
Ekipa szła powoli naprzód. Drużyny były nieco oddalone od siebie, ale było wiadomo, gdzie chadzają pozostali. W końcu szeleścili wśród zieleni.
Wkrótce Wasza grupka musiała się zatrzymać. I bynajmniej, nie był to miły widok.
- Wszyscy, stać! - wrzasnął Kapitan i przykucnął obok znaleziska.
W wodzie, opierając się o brzeg strumienia leżał trup. Był niebywale pomasakrowany, widać ten ktoś nie poddał się bez walki. Twarz była nie do rozpoznania. Jedynie rogi wystające z spod włosów dawały znać, że to democzłek. Ciało miało na sobie ciemnoniebieski mundur, ze znamieniem celownika na obu ramionach. Krew powoli ściekała ze świeżego jeszcze ciała i zmieszawszy się z czystą wodą strumienia płynęła dalej. Owy upiorny koktajl świadczył o dokonanej tutaj zbrodni.
Kapitan zaklął kilkukrotnie.
- Cholera... rodzina Kate mi tego nie wybaczy... - rzekł zdejmując hełm.
Offline
Spuściła głowę w dół na znak szacunku. Zrobiło jej się smutno. Nagle w jej głowie zrodziło się pytanie. Powiedziała do Jamesa:
-Idę na chwilę porozmawiać z Kapitanem.
Ruszyła wolno do przodu, przepychając się pomiędzy innymi uczestnikami wyprawy. Gdy znalazła się dostatecznie blisko Kapitana, nie wiedziała jak rozpocząć rozmowę. Postanowiła się po prostu odezwać:
-Kapitanie, jestem pewna, że straciliśmy jednego z najlepszych przyjaciół jak i żołnierza. Jednakże nurtuje mnie pewne pytanie, ... ale nie wiem czy mogę je zadać.
Offline