Kiedy pojawiają się zjawiska nadprzyrodzone, zjawiamy się my.
Skrzydło gargulca.
MG: Adrian
Gracze: Keira (Keira Moon), Sarpens (James Adams)
Nie dane było nacieszyć się świeżym strażnikom nowym stanowiskiem. Adams i Moon stawili się pod pierwszą zewnętrzną Bramą. Stały tam trzy osoby. Pierwsza z nich, potężny, czarny mężczyzna w średnim wieku podszedł bohaterów.
- Witajcie. Nazywam się Clive Gordon. Mamy pewne zadanie i chcieliśmy, abyście do nas dołączyli. Rozumiecie, zobaczyć jak radzicie sobie w terenie.
Clive miał na sobie ubranie w kolorze Khaki i znoszony, ale bardzo wytrzymały plecak. Pozostałe dwie osoby były ubrane podobnie. Wyglądały, jakby zaraz miały iść do dżungli.
Drugą osobą była niewysoka, rogata kobieta o krótkich, rudych włosach. Uśmiechnęła się ukazując rządek spiczastych zębów. Obok stał wysoki łysy biały mężczyzna o kanciastych rysach. Uśmiechał się lekko. Wyglądał na takiego, który potrafi ruszyć niebo i ziemię, gdyby chciał.
- Przedstawię wam moją ekipę. - powiedział Clive wskazując swoich kompanów - To panna Teanna, a to Thomas Wassermann.
Ekipa skłoniła się lekko.
Offline
Skłoniła się im
-Dzień dobry. Ja mam na imię Keira Moon. ... Ja chyba mam zły ubiór. Powinnam się przebrać.
powiedziała patrząc na swój strój
Offline
No za wiele nas nie jest... Ale w sumie tym lepiej.
- Powitać współtowarzyszy broni. James Adams - powiedziałem z nieschodzącym z ust uśmiechem. - Widzę, że w moim stroju też pasowały by pewne zmiany.
Zapowiada się ciekawie, nudzić się nie będziemy.
Pomyślałem uśmiechając się pod nosem
Offline
Clive wyszczerzył zęby.
- Słusznie. To właściwie moja wina, że zostaliście wezwani tak szybko, bez uprzedniego zaznajomienia się ze sprawą. Ale poczekajcie jeszcze chwilę, od razu wyjawię cel podróży. Otóż przez tą oto Bramę - mężczyzna wskazał na kamienną konstrukcję za sobą. - wybierzemy się w podróż do Indii. A dokładnie w miejsce oddalone o niecałe 100 kilometrów na północ od Bangalore. Tam, nieopodal rzeki znajduje się Brama - cel naszej podróży. Tam dokonamy jej oględzin. Sprawdzimy, czy nada się do użytkowania. niedoskonałości zanotować, w miarę możliwości naprawić. To wszystko. No, zmykajcie zmienić strój. Tam, gdzie się wybieramy jest w dzień nawet do 30 stopni Celsjusza.
Odwrócił się do swoich towarzyszy. Zanim jednak James i Keira zdążyli pójść Clive szybko ich zatrzymał.
- Byłbym zapomniał! Oczywiście weźcie ze sobą jakiś zestaw przetrwania. No wiecie, namioty, śpiwory, coś do rozpalania ognia, ubranie na zmianę. Możliwe, że spędzimy tak więcej niż jeden dzień. No. Jakieś pytania?
Offline
-Czy będziemy też chodzić po jakiś miastach czy wioskach? Dokładniej mówiąc, czy będziemy wędrować obok rdzennych mieszkańców? ... Bo jeśli tak, to może przydałoby się jeszcze dla mnie np. sari.
Powiedziała zastanawiając się.
Offline
- A co z jedzeniem?? Wiecie, jakoś przejadła mi się dziczyzna swojego czasu - odrzekłem rezolutnie.
Offline
Clive uśmiechnął się. Był zadowolony, że młodzi Strażnicy tak dbają o szczegóły. Wróżył im dobrą przyszłość.
- Nie będziemy poruszać się po miastach. Brama będzie oddalona o jakieś 25 kilometrów od najbliższej osady ludzkiej, więc nie potrzebujemy strojów ani podobnych rzeczy. A jeżeli chodzi o racje... możecie wziąć jakieś niewielkie racje, ale musi być to coś, co niełatwo się psuje. I nie więcej niż na dwa dni. Nie przewiduję dłuższego pobytu niż dzień, ale warto się zabezpieczyć. A skoro o zabezpieczeniach mowa, możecie też zabrać broń. Nie wydaje mi się, abyśmy mieli jej użyć, ale ja na ten przykład czuję się obco bez znajomego ciężaru na boku. - Clive poklepał wielki rewolwer w kaburze na pasie. - No, przygotujcie się. Poczekamy tutaj na was.
Offline
Szybko pobiegła się przygotować. Gdy wróciła miała na sobie komplet wojskowy żołnierzy amerykańskich którzy byli w Wietnamie. Kurtka była trochę za duża, ale dobrze chroniła przed deszczem i chłodem, oraz nawet gdy świeciło słońce nie trzeba było jej zdejmować, ponieważ nie nagrzewała się. Jak zwykle nie miała butów. Przez plecy miała przewieszone łuk i kołczan pełen strzał, scyzoryk był w kieszeni kurtki dobrze zabezpieczony, ale w razie czego szybko go można było wyjąć, a sztylet miała przytwierdzony do nogi, w niewidocznym miejscu, chociaż gdyby się dłużej przypatrzeć i gdyby stała to był ledwo widoczny. Włosy miała związane w kitkę, aby nie przeszkadzały. Była gotowa do drogi.
Offline
Jamesowi nie trzeba dwa razy niczego powtarzać.
Szybko wróciłem przygotowany do wyprawy.
Czy czegoś nie zapomniałem? Namiot, śpiwór i folia termiczna są, lina z hakiem jest, latarka ładowana poprzez potrząsanie jest, scyzoryk jest, zapalniczka jest, zapasowe magazynki do broni są, telefon był zbędny, coś tam do jedzenia jest, kamizelka na sobie, ciemna nie przemakalna peleryna z kapturem na sobie, MP9 w kaburach przy pasie czyli chyba wszystko.
- Adams melduje się w pełnej gotowości!- pewnym, szybkim żołnierskim tonem zgłosiłem gotowość do działania.
Offline
W czasie, kiedy młodzi Strażnicy przygotowywali się do drogi Clive spokojnie gawędził sobie z towarzyszami. Kiedy pojawili się, mężczyzna błysnął zębami.
- Widzę, że wszyscy są gotowi do drogi. Doskonale. To wasza niepierwsza podróż przez Bramę, więc możecie być zaskoczeni jedynie tym, co będzie po drugiej stronie. No, zaczynamy.
Clive odwrócił się i ruszył w stronę Bramy. Stanął tuż przed wielkim, półkolistym portalem i wyciągnął ramiona do góry. W tym czasie Teanna i Thomas zajęli osobne miejsca przy wielkich odnóżach Bramy. Przyłożyli dłonie do wielkich, kamiennych słupów.
Zaraz poczuć można było wysokie skoncentrowanie energii. Clive wytwarzał chmurę magii i kierował ją prosto do kamiennej kuli, znajdującej się na szczycie portalu. W międzyczasie Thomas i Teanna oddziaływali na jego kolumny. Energia wspinała się i zatapiała się w ściany portalu. Po krótkiej chwili kamienna kula uniosła się lekko i zaczęła wirować. Po krótkiej chwili zajarzyła mdłym światłem. Nagle światło zaczęło formować na jej powierzchni zarys kontynentów, aż wkrótce stała się istnym, świecącym globusem.
Wkrótce "globus" zatrzymał się i niewielki punkt znajdujący się w miejscu, gdzie majaczyły Indie zapłonął jasnym światłem.
Punkt docelowy został wybrany.
Kiedy magia "widziała", gdzie ma się skierować jęła spływać ze ścian portalu wprost w środek kamiennej konstrukcji ruchem wirowym. Zaczęła robić to coraz szybciej i szybciej tworząc wirującą ścianę. Był to piękny widok. Jakby połyskujący wir wodny umieszczony pionowo.
Czuć można było, jak wir zasysa powietrze i ciągnie w swoją stronę z niewielką siłą.
Clive obrócił głowę. Musiał krzyknąć, ponieważ skumulowana energia magiczna tworząca wir wydawała hałas podobny do jej morskiego odpowiednika:
- Dalej! Przechodźcie!
Offline
James długo nie zastanawiając się szybkim krokiem przeszedł przez bramę.
Offline
Właściwie pobiegła i skoczyła w wir. Wiedziała, że ważny jest czas i, że nie wolno się ociągać.
Offline
Przechodzenie przez magiczny lej jest zjawiskiem osobliwym. Wpierw zanika poczucie grawitacji jakichkolwiek innych sił działających w przyrodzie. Przed oczami narasta światło, które rozciąga się niczym tunel wciąż dalej i dalej. I zanim człowiek rzuci okiem, aby ujrzeć koniec niesamowitego tunelu jest już na miejscu przeznaczenia.
Portal wyrzucił Keirę i Jamesa w nieznanym im środowisku. Znajdowali się teraz wysoko na jakimś gładkim pagórku. Dookoła znajdowała się gęsta roślinność podzwrotnikowa, ale teren w odległości do sześciu metrów od portalu został wycięty, więc dobrze było widać teren pod spodem. Gdzie tylko okiem sięgnąć znajdowały się wysokie wniesienia porośnięte gęsto drzewami i krzewami. Pomiędzy pagórkami leniwie płynął srebrzysty strumyk. Młodzi strażnicy widzieli słyszeli odgłosy wydawane przez nieznane im zwierzęta. Zwłaszcza Keira czuła jak cała okolica żyje.
Po chwili przez portal przeszli Thomas i Teanna. Na samym końcu przeszedł spocony Clive. Magiczny lej zamknął się tylko chwilę po tym, jak mężczyzna stanął na indyjskiej ziemi.
Clive wyjął chustkę z kieszeni i przetarł spocone czoło.
- Uuuuff... no. Jesteśmy. Niech no chwilę odpocznę i weźmiemy się do roboty.
Clive zrzucił plecak i usiadł u podnóża Bramy. James i Keira dopiero teraz spostrzegli, że ta Brama różni się od tych na zamku.
Odnóża portalu wyglądały podobnie, w tych jednak wyrzeźbiono nieznane młodym strażnikom symbole. Zapewne indyjskie litery. Na szczycie stały dwa kamienne słonie stojące na tylnych odnóżach z uniesionymi trąbami. To właśnie pomiędzy nimi znajdował się kamienny "globus". Ten ostatni właśnie stracił swój cały blask i delikatnie osiadł pomiędzy trąbami słoni.
Tymczasem Thomas Wassermann zdjął plecak i przemówił z nieznanym akcentem:
- Ja wybiorę się na dół, do strumienia i przyniosę trochę wody. - rzekł i wyjął z plecaka dwa plastikowe baniaki.
W międzyczasie Teanna zewsząd oglądała kamienną konstrukcję Bramy.
- Zacznę już. - oznajmiła. - Wstępne oględziny są ważne, a mam wątpliwości, żeby pozostali poradzili sobie równie dobrze, jak ja.
Offline
- A jakieś polecenia dla mnie? - powiedział Thomas wciągając nosem powietrze.
Wiatr przywiał ze sobą wspomnienia z dzieciństwa. Pomimo iż rejon w którym się znajdowali wcale nie przypominał klimatu, w którym się wychował, jednak nigdy od wyjazdu nie był tak blisko swojego domu.
Offline
Stała i nasłuchiwała, wczuwała się w dotąd nie znaną jej krainę. Poczuła się jak w domu. Zwierzęta, ogromna dzika przestrzeń uwolniona od brudu cywilizacji zwanych miastem. Delikatnie uklękła na ziemi i przyłożyła ucho do wilgotnej jeszcze trawy. Wsłuchiwała się w rytm ziemi, i chodzących lub biegających nieopodal zwierząt. Doskonale również słyszała szum strumyka.
Offline